Wielki Post 2024r - Rozważania wielkopostne - cz.4
W poprzednim rozważaniu pytaliśmy się o istotę grzechu i zła. Pierwsza wypowiedź jednego z internautów na ten temat była dość radykalnym oskarżeniem Kościoła, którego celem miałoby być "czerpanie partykularnych interesów pod pozorem wiary w Jezusa". Przyjmijmy to oskarżenie jako okazję do zrobienia rachunku sumienia (zachęca nas do tego sam Jan Paweł II) i refleksji na temat naszego bycia w Kościele, czy też raczej naszego bycia Kościołem. Zacznijmy od zacytowania innego, z innej epoki i z innej perspektywy, oskarżenia:
Pytam was, pasterze, którzy za takich się uważacie, dla jakich względów apostołowie przepowiadali Ewangelię? Z pomocą jakich mocy przepowiadali Chrystusa, nawracając z kultu bożków do Boga prawie wszystkie narody? Może otrzymywali jakieś godności od pałacu imperatora, śpiewając Bogu w więzieniu, spętani kajdanami i ubiczowani? A może to za pomocą edyktów królewskich Paweł Apostoł gromadził Kościół dla Chrystusa, stając się widowiskiem. Chronił się może pod opiekę Nerona, Wespazjana, czy też Decjusza? (...) Zarabiając na chleb własnymi rękami, gromadząc się w ścisłych i sekretnych kręgach, pojawiając się wszędzie wbrew senatorom i wbrew edyktom króla, nie posiadali apostołowie kluczy do królestwa niebieskiego? I nie objawiła się wówczas moc Boża przeciwko ludzkiej nienawiści, gdy Chrystus był tym bardziej przepowiadany, im bardziej zabraniano przepowiadania? Lecz teraz - o zgrozo! - szuka się ludzkiego wsparcia dla podtrzymania Bożej wiary i odrzuca się Chrystusa, pozbawionego już swojej mocy, gdy do Jego imienia dołącza się ambicje. Kościół panicznie boi się wygnania i więzienia, i sam zmusza teraz do wiary w siebie ten, który stał się wiarygodny właśnie poprzez wygnanie i więzienie. Obdarza zaszczytami swoich członków ten, który został uświęcony przez terror prześladowców.
Słowa te zostały wypowiedziane w IV wieku przez biskupa Hilarego z Poitiers. Dziś, gdy coraz więcej, z prawa i z lewa, różnego rodzaju reformatorów głoszących z wielkim przekonaniem, jaki powinien być Kościół rzymsko-katolicki, albo wręcz że nie powinno go być w ogóle, tego rodzaju cytat wydaje się dość interesujący. Każdy bowiem może w nim znaleźć coś dla siebie - zarówno szermierze bliżej nieokreślonej tolerancji i piewcy wolności od wszystkiego, jak też wznoszący coraz wyższe mury strażnicy ortodoksji określanej własną miarą. Umocnieni słowem czcigodnego biskupa, przystąpiliby jedni i drudzy ze zdwojoną siłą do demaskowania wrogów rodzaju ludzkiego kryjących się ich zdaniem w kościelnych instytucjach. I tylko być może zabrakłoby im tego, co posiadał Hilary, a mianowicie umiłowania i znajomości natury człowieka i Kościoła. To właśnie znajomość rzeczy, a przede wszystkim roztropna miłość pozwoliły mu gromić ludzi Kościoła z mocą, którą trudno dziś znaleźć w szumie nawet najbardziej ostrych osądów i krytyk, a z drugiej strony, pozwoliły mu głosić z przekonaniem, o jakie też dziś coraz trudniej, że Kościół jest miejscem wolności oraz spotkania z Bogiem i z człowiekiem.
Tak! Jest w Kościele wiele grzechu i słabości. Najpierw dostrzegam własną niewierność i małość. Dostrzegam ją również wokół: zbiurokratyzowane, klerykalne struktury, chciwość i ambicje duchownych, nieświadome własnego chrześcijaństwa masy wiernych, rutyna i "płycizna". Ale to przecież nie wszystko! Jest to również Kościół spalającego się w dziele ewangelizacji Jana Pawła II, prostej i wielkiej Matki Teresy z Kalkuty, Kościół wielu szczerze szukających Boga ludzi, nieznanych świętych i bohaterów codzienności, a przede wszystkim jest to Kościół Jezusa Chrystusa, prawdziwego człowieka i prawdziwego Boga. Jeśli zatem gorszysz się konkretnością Ewangelii, jeśli pytasz: dlaczego Kościół?, to najpierw zapytaj się, dlaczego Jezus z Nazaretu?, dlaczego właśnie On, narodzony dwa tysiące lat temu w Betlejem? Zobaczysz wówczas, że Bóg, który stał się jednym z nas, by nas przekonać o swojej szalonej miłości, musiał coś wybrać, a wybrał to, co chciał. Konkretne wspólnoty parafialne są konsekwencją historii zbawienia, która nie byłaby historią Twoją i dla Ciebie, gdyby nie była konkretna aż do bólu Krzyża. Ta konkretność jest trudna od samego początku: złodziej i zdrajca Judasz, tchórzliwy Piotr, wspólnoty chrześcijan w Koryncie, w których kazirodztwo nie należało do rzadkości, Papieże - wielcy grzesznicy, inkwizycja. Ale Bóg pomimo wszystko chce tego Kościoła; obiecał przecież, że "bramy piekielne go nie przemogą" (Mt 16,18), a zatem odnawia go, wzywa do pokuty i nawrócenia (również Ciebie!), wzbudza nowe ruchy i charyzmaty..., robi "Mateusza" dla internautów. On nie brzydzi się nami, nie potępia, nie osądza. Bóg kocha swój Kościół. Kocha Ciebie, który jedną nogą tu, a drugą tam, kocha swoich trochę znerwicowanych proboszczów w przepoconych sutannach, kocha tych, którzy ślubują przed ołtarzem, by po roku odejść do innej lub do innego. Popatrz! Luter był niezadowolony z Kościoła. Słusznie oburzał się na kupczenie odpustami! No i stworzył sobie inny, nie rzymsko-katolicki Kościół. Miał być on lepszy, bardziej autentyczny. Czy rzeczywiście tak się stało? Pomyśl o tym zanim uciekniesz do jakiejś innej wspólnoty (oby nie sekty!) albo stwierdzisz, że wystarczy Ci Twój osobisty kontakt z Bogiem.
Wierzysz, że Kościół, ten widzialny z papieżem w Watykanie, jest Mistycznym Ciałem Chrystusa? Co robisz, by Kościół był rzeczywiście znakiem zbawienia dla każdego? Czy dla Ciebie jest on takim znakiem? Lubisz swój Kościół? Bronisz go? Czy też raczej nie omijasz żadnej okazji, by dołożyć "czarnym"?
Dariusz Kowalczyk, jezuita